Follow Us @soratemplates

piątek, 22 stycznia 2016

PAPIEROWE POCAŁUNKI



Tytuł: Papierowe pocałunki
Autor: Patrycja Koza
Seria: brak
Gatunek: obyczajowa
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron:160
Data wydania w Polsce: 2016 r. (przedpremierowo)
Okładka: miękka
Cena z okładki: 24 zł 
Ocena: ★★★

Polska prowincja, rok 1965. Młodziutka Zofia, uczennica ostatniej klasy liceum pedagogicznego, poznaje nieco starszego od siebie kuzyna przyjaciółki. Młodzi zakochują się w sobie i zaczynają snuć plany wspólnego życia. W 1967 roku Janusz otrzymuje powołanie do wojska, a Zofia spodziewa się dziecka. Gdy biorą ślub, Janusz odbywa służbę wojskową. Ich wspólne życie to odtąd przede wszystkim korespondencja i krótkie chwile spotkań podczas urlopów męża. I z listów właśnie, tych z czasów narzeczeństwa i tych pisanych w okresie służby wojskowej Janusza, uzupełnionych o korespondencję z innymi członkami rodziny, składa się ta opowieść o młodym małżeństwie, borykającym się z codziennością peerelu lat sześćdziesiątych.

Jedno z ulubionych powiedzonek mojej mamy brzmi: ''Ładna miska jeść nie da''. Wiele razy słyszałam to przy przedstawianiu chłopaka lub przyjaciół i myślę, że ta życiowa mądrość idealnie opisuje tę książkę.

Opis mnie nie zachwycił. Lata siedemdziesiąte i peerel... Nie lubię książek wojennych i tych, których akcja rozgrywa się dość dawno temu. Jestem dzieckiem Internetu, przyznaję się, a czasy bez telefonu są dla mnie irracjonalne. Ale. Przemogłam się z jednego powodu. ''Papierowe pocałunki'' mają chyba najpiękniejszą okładkę, jaką w życiu widziałam w wydawnictwie Novae Res. Prześcignęły nawet ''Gałęziste''.

Książka opowiada o młodziutkiej Zofii i jej relacji z Januszem. Po jakimś czasie znajomości biorą ślub, a Zofia zachodzi w ciążę. Niestety. Jest to czas, w którym ukochany musi ją opuścić i pójść do wojska. Dopiero wtedy zaczynają pisać do siebie listy...

To nie jest ''Napój miłosny'' Schmitta, ale opowiadanie też nie. Chyba to najbardziej mnie razi. Kilkadziesiąt pierwszych stron to opowiadanie, a później już tylko listy. Niekiedy Patrycja Koza wtrąci kilka zdań pisanych prozą i na tym się kończy. Brakowało mi tutaj akcji, opisów i głębszego wniknięcia w sytuację. Po jakimś czasie same listy zaczęły mnie nudzić, ponieważ małżonkowie nie wymieniali się jakimiś zaskakującymi wiadomościami.

Rozumiem, że to książka opisująca prawdziwe wydarzenia, ale odrobina emocji nie zaszkodziłaby.

7 komentarzy:

  1. Ja lubię książki osadzone w dawnych czasach, ale taki bardzo, bardzoo dawnych...
    Przykro mi że się zawiodłaś.
    http://kochamczytack.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. PRL znowu nie tak dawno :P co do samej książki, to chyba nie sięgnę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie przeczytam, bo jak dla mnie zbyt dużo wątpliwości. Jest wiele lepszych książek. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa tematyka! :) Rozejrzę się za nią :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama okładka i tytuł mega kuszące, ale Twoja recenzja skutecznie to kuszenie przystopowała... Sama nie przepadam za książkami z akcją wiele lat wstecz, choć zdarza się, ze takowe mnie pozytywnie zaskoczą. Nadmiar listów to też nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Warto przeczytać tę książkę.Polecam!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń