Follow Us @soratemplates

wtorek, 30 października 2018

DZIWNA POGODA


Zbiór czterech mrożących krew w żyłach minipowieści. 


Joe Hill, jeden z najlepszych amerykańskich autorów horrorów, stawiany jest na równi z takimi pisarzami, jak Peter Straub, Neil Gaiman czy Jonathan Lethem. W Dziwnej pogodzie, frapującej kronice niekończącej się wojny między dobrem i złem, sprawnie obnaża mrok kryjący się pod powierzchnią codziennego życia. Swoim mistrzowskim piórem przesuwa granice gatunku na nowe terytoria. Zabierając czytelników w nieznane, Joe Hill, literacki alchemik, skupia się w swoich czterech minipowieściach na najważniejszych elementach ludzkiej egzystencji: pamięci i niepamięci, wyobrażeniach i fantazjach, bestialstwie i bezradności, lęku i brawurze, deszczu i wietrze, śmierci i życiu, marzeniach… i koszmarach.




Bardzo długo zastanawiałam się nad lekturą książek Joego Hilla. Zwlekałam z tym tak długo, że udało mu się widać kilka książek (w tym grubaśnego "Strażaka") i trochę się do tego zniechęciłam. Zbiór opowiadań był tym, czego potrzebowałam. Kilka historii pisanych przez jednego autora pozwala poznać go tak samo jak przeczytanie kilku opasłych tomisk spod jego ręki.

Zachwyciłam się wydaniem. Grafika na okładce, wklejka, twarda oprawa i te zjawiskowe obrazki w środku (szkoda, że nie były kolorowe). Rozpoczęłam pierwsze opowiadanie i, o jej, zachwyciłam się treścią. Wiem, że syn jednego z najbardziej poczytnych autorów na świecie nie chce słyszeć, jak inni porównują go do ojca, ale, proszę mi wybaczyć, on pisze tak jak ojciec! A Stephena Kinga uwielbiam. "Zdjęcie" zawierało w sobie wszystko, co tak lubię w twórczości Króla: głównego bohatera z krwi i kości, tajemniczość, pewną melancholię, skomplikowane relacje, wzruszające momenty i chwytające za serce zakończenie.

Poziom spadł trochę przy "Naładowanym". To nie było złe opowiadanie, ale może nie było do końca w moim stylu. Trochę za dużo akcji, strzelania i scen rodem z taniego thrillera. Nie można mu jednak odmówić tego poczucia niepewności, które towarzyszy nam przez te (ponad) sto stron. Na pochwałę zasługuje też to, w jaki sposób Joe Hill porusza ważne tematy, nie krytykując ich, ani nie wskazując nam wyboru. Bo inaczej będziemy się wypowiadać na temat posiadania broni, gdy jakiś wariat wymierzy do nas z pistoletu, a inaczej, gdy będziemy musieli się bronić.

Zawiodłam się na dwóch ostatnich opowiadaniach. Może nie lubię aż takiej absurdalności (bo inaczej nie mogę nazwać wielkiej chmury, która zmienia się w wieszak, gdy chcemy odwiesić płaszcz, w kochankę, gdy pragniemy zbliżenia lub w owoce, gdy jesteśmy głodni),  a może znudziła mnie narracja. "Wniebowzięty" jest trochę głupawy, przedziwna sytuacja, którą można by dobrze wykorzystać jest przeplatana westchnieniami do dziewczyny, która nie odwzajemnia miłości głównego bohatera. 

Natomiast ostatnie opowiadanie ciężko zaliczyć do kategorii udanych, ale też nie można przypiąć mu łatki porażki. Dziękuję za przedstawienie ciemnej strony społeczności, za poruszenie tematu nietolerancji i pokazanie jak trudno pogodzić się z odejściem najbliższych. Ale dlaczego tyle tutaj przydługawych opisów, niepotrzebnych wątków i trochę nierozsądnych zachowań głównej bohaterki?

Zachęcam do przeczytania chociaż dwóch pierwszych opowiadań. Dwa kolejne były słabsze, ale "Zdjęcie" i "Naładowany" zachęciły mnie do sięgnięcia po inne książki Hilla. Może zakocham się w nim tak, jak w jego rodzicielu...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz